I znów zderzyłem się z falą publicznego ożywienia, które to wśród rodaków jest rodzajem życia utajonego snów w malignie, t.zn. jak coś się śpiącemu przez sen wymsknie, to się zabieramy za interpretację sapnięć-chrapnięć, bądź analizę wyziewów, ale sami wolimy być snem niż śniącym, który prędzej czy później musi się obudzić.
Więc jadę na przeciw tej fali, jadę, nie płynę, na tym cielęciu mojego niezrozumienia, co to się dziwuje, gdy widzi nieudolnie malowane wrota.
A raz wrota te to chęć wmuszenia narodowi akceptacji par homoseksualnych z prawem do adopcji (pal licho, że śluby biorą, majątki dzielą jak na małżonków przystało, w spadki-dostatki opływają lepiej niż 6-cio osobowa rodzina Kowalskich, pal licho, mówię, ale niech mi nikt nie wpycha do mego cielęcego łba, że o ile - w świetle najnowszych trendów w nauce - pedzie i lesby to już nie zboczenie tylko mniejszość seksualna, o tyle dziecko wychowane przez dwie mamy/dwóch (dwoje?) tatusiów będzie normalne.) Ha ! i tu dotykamy delikatnej nuty - normalne, czyli jakie? Podskórnie i w linii z naszą wrodzoną logiką, estetyką i hierarchią WIĘKSZOŚĆ społeczeństwa, nawet ta pro-homo-adopcyjna ma nadzieję, podkreślam - nadzieję, że dzieci będą jednak hetero. Hm, no, niech mnie ktoś przekona....
Innym razem te wrota to powtarzane już do znudzenia, ale w końcu docierające do otumanionego dryfem na "zielonej wyspie" społeczeństwa, argumenty zakneblowanej prawicy o autorytarnych i działających na szkodę kraju posunięciach obecnego gabinetu. Niechże to znów będzie Smoleńsk i wszystkie gorzkie i czarne jak smoła zaniechania, czy okołokonstytucyjne manipulacje osłabiające jeszcze nie polską tożsamość, ale już autonomię. Kraj... obywatel... rząd jako służba narodu... rząd jako gwarancja bezpieczeństwa obywateli...? Nie, te wrota za ciężkie na jedno ciele.
Jeszcze inne wrota to nagonka na twórców/artystów odsądzanych od czci i wiary. Nie mogę się doprawdy nadziwić, jak można szczycić się wolnością słowa i przekonań i jednocześnie kazać wszystkim gęgać jednym chórem (względnie siedzieć cicho), jak można nakazywać lekcji patriotyzmu i martyrologii, a jednocześnie mieć tak głęboko w dupie żywy, TU-i-TERAZ głos kiełkującego, świeżego więc krytycznego nawet wobec siebie samego patriotyzmu. Zaczynam być coraz bardziej przekonany, że ten t.zw. kanon kultury alternatywnej nie dotyczy li tylko muzyki czy literatury, jako nurtów sztuki, tylko alternatywnego myślenia i rozumienia. Myślenia, rozumienia i wrażliwości wrogich wobec konsumpcyjności potulnego, podatnego na manipulacje, bo uzależnionego od wygód lemingostwa.
A mam tu na myśli już nie tylko histerię po (nie)szczęsnej roli Maćka Stuhra w "Pokłosiu", ale również takie akcje jak skazana na ostracyzm płyta Pawła Kukiza "Siła i Honor" - odrzucona przez mainstream więc niebezpiecznie mocno przytulona przez skrajną nacjonalistyczną prawicę. I mam tu jeszcze na myśli prawie cały trzon utworów Kazika, z których każdy kolejny grzmiał jak oddzielny hymn, jak trąby Jerycha grzmiał w kasprzakach i grundikach, gdy upadała komuna, a teraz jego "Polska jest ważna" piszczy ledwo, jakby nie była kompatybilna z oprogramowaniem LCD (jak LSD) i smartfonów jak implanty mózgu. Mam tu też w końcu na myśli ostatni materiał Marii Peszek z kapitalnym tekstowo "Ludzie psy", czy wspomnianym przeze mnie w tytule "Sorry Polsko", z którego według mnie powinna być dumna wprost proporcjonalnie do słów krytyki.
A piszę o tym wszystkim, gdyż przydarzyło mi się coś bardzo dziwnego. Otóż moja znajoma z Hagi, osoba, której nigdy nie posądziłbym o bigoterię (w rozumienia angielskim tego słowa) - wyraziła swoje zdziwienie a nawet lęk wobec mojego entuzjazmu sztuką "Nadzy i martwi" Grzegorza Bartosa. (To tekst o polskich migrantach zarobkowych w Holandii, wykorzystywanych potrójnie: przez swoje kompleksy (pierwotna cecha narodowa), przez swą zazdrość względem siebie (wtóra cecha narodowa), i w końcu przez Holendrów żerujących na nieznajomości języka i finasowym nożu na gardle. Więc ta znajoma mówi mi w kontekście prawdopodobnych acz nadal jedynie teoretycznych prac na tym tekstem: "Nie boisz się? Że tak czarno na bialym, tak źle sami o sobie?" A ja na to: "Źle? To nie krzywe zwierciadło. To nasze krzywe gęby i pokręcone żywota w zwykłym, czystym lustrze." ALE OCZYWISCIE - to wycinek rzeczywistosci, godny napiętnowania wycinek, świata i społeczności. Czy tak trudno to zrozumieć?
SUBTOTAL I: Tak jak w przypadku papieskiej roli Adamczyka, tak też w przypadku w.w. sztuki Bartosa czy roli Stuhra - zatrważająca jest niezdolność widzów (czy szerzej - odbiorców) do oddzielenia roli od aktora/autora. Adamczyk musiał po prostu zagrać SS-mana i geja, żeby nie upaść pod ciężarem tiary. Bartos musiał napisać, co napisał, nie aby szkalować POLSKĘ, lecz aby zaznaczyć problem pewnej grupy. Stuhr zagrał, bo jest aktorem, bo spodobała mu się ta rola.
SUBTOTAL II: Brak zdolności oddzielenia twórcy od tworzywa jest i był problemem myślicieli, estetyków i filozofów od tysięcy lat. Więc nie jest to ani łatwe, ani jednoznaczne. Jednak bez osobistego, subiektywizmem zabarwionego wysiłku, bez krytycyzmu i autorefleksji tym bardziej nie uda się nam dostrzec tych i innych niuansów życia w jego złożoności.
TOTAL: Wobec powyższych słów chciałbym wyrazić na koniec życzenie, abyśmy na nowo zaczęli patrzeć na świat w szerszej perspektywie, widzieć go nie tylko od lewa do prawa, ale i od środka, ale i na opak. Nie jesteśmy tylko Polakami, ale jesteśmy żywi w tym czasie i tym miejscu, a będąc właśnie w tym miejscu i w tym czasie, postarajmy się wnieść do niego owo trzeźwe, krytyczne spojrzenie. Nie być snem, lecz być śniącym. Bo tylko wtedy obudzimy się już choćby samą potrzebą siku.