niedziela, 10 listopada 2013
Odziany i żywy...
piątek, 1 listopada 2013
Książka bez liter
Na podst. Boek zonder letters
Miriam de Goey
Metro, 2/10/2013
Tłum.z niderlandzkiego: ja
Miriam de Goey
Metro, 2/10/2013
Tłum.z niderlandzkiego: ja
Kiedy jem lodowego
rożka przychodzi mi do głowy, czy ty wypada jeść lody na
cmentarzu. Lecz ponieważ nigdzie nie zauważam tabliczki z
napisem „Zakaz jedzenia rożków”, otwieram furtkę i wchodzę. Trochę mi nieswojo, gdy myślę, że ja – jedząca
loda to taki nieprzyzwoicie szczęśliwy obrazek na tym – było nie
było – niezbyt szczęśliwym miejscu.
Ktoś stoi przy grobie
mojej mamy... „Turysta cmentarny” - mamroczę. Ale nie mam
mu tego za złe – sama nieraz też łażę po kurhanach. Tyle że,
kiedy tak stoi przy grobie mojej mamy, czuję, jakby ktoś obcy
gapił się przez okno do środka mojego domu.
Nie znam tego człowieka,
ale z mowy jego ciała wnioskuję, że wie, że to „mój” grób. Pozdrawia mnie i mija, a potem idzie do grobu, do którego tu
przyszedł. Lody mi kapią a ja gapię się na mogiłę mojej mamy.Przychodzę tu za rzadko.
Prócz tego, że podoba mi się to miejsce, nic więcej do niego nie
czuję. Lub za dużo właśnie i dlatego unikam tego miejsca.
Idę dalej, choć czuję,
że powinnam zostać dłużej, bo tamten facet pomyśli
jeszcze, że wpadając to jak po ogień, zła ze mnie córka, nawet
wobec mojej nieżyjącej mamy.
Kiedy jednak tak myślę,
widzę już i siebie i furtkę cmentarza w lusterku swojego auta.
Widzieć siebie. Widzieć
siebie z dystansu i czytać siebie. Jaka jestem wewnątrz, jaką
pozwalam się widzieć na zewnątrz? Czasem słyszę głos mamy, gdy patrzę na swoje odbicie w witrynie sklepu: „Idź dziś wcześnie
do łóżka”. A gdy widzę się w pracy w odbiciu ekranu komputera,
mówi: „Wiem, że robisz wszystko, co możesz, więcej się nie da,
kochanie”. To znowu w czasie obiadu z tatą, gdy napycham groszkiem
usta naprzeciw jej pustego krzesła, słyszę: „O czym myślisz?
Masz takie nieprzeniknione spojrzenie?”
I od razu rozumiem, dlaczego – mimo że otaczam
się rodziną i przyjaciółmi – czuję się wciąż taka samotna.
Nie
jestem czytana. W każdym razie nie oczyma mojej matki. Jestem jak
książka bez liter, bo nikt nie umie mnie odczytać tak, jak robiła
to mama. "Jestem jak książka bez liter" – mówię do swego odbicia
w lusterku auta. O, nawet poetycko mi to wyszło: całkiem
przyzwoicie na recytowanie tego do butelczyny i papierosa. Co za
wspaniała wymówka, by zanurzyć się w pubie.
“Spokojnie”
słyszę głos mamy. Jadę autostradą 130 km/h. Nikt nie widzi moich
liter. Nikt nie widzi mojej mamy, ale ona nadal mnie odczytuje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)