komentarz do: Leszek Szymowski Kto finansuje ruchy gejowskie w całej Polsce.
Nie, żebym specjalnie pałał jakąś ostrą czy choć mdłą nienawiścią do LGBT (bo oto znowu komentuję ten temat). Żal mi ich nawet, że takimi się urodzili. I dlatego wszystkie "delikatne" kwestie piszę w "cudzysłowiu".
Po pierwsze nie widzę linii podziału pomiędzy homoseksualnością a transwestytyzmem (dla mnie to w obu przypadkach trans-seksualność i basta). Cóż, niepełnosprawność, jak każda inna. I idąc tym torem rozumowania - niepełnosprawności - gotów jestem zgodzić się na pomoc ze środków społecznych na leczenie, na walkę o równy dostęp do pracy ogółem: na NIE WYKLUCZANIE.
Osobiste poczucie sprawiedliwości każe mi nawet pójść dalej i pociągnąć konsekwentnie ten wątek, aż do tego punktu, kiedy okazać się musi, że jak, bez względu na ułomność, przysłowiowy kulawy i ślepy ma prawo do szczęścia, tak też transeksualny obywatel - w końcu pokrzywdzony przez los - ma prawo do rodziny, szacunku, spełnienia - do szczęścia.
No i zaczynają się trudne pytania: 1) czy ślepy rodzic lub niemowa krzywdzi swoje dziecko, które przecież tak kocha i któremu oddaje całą swoją miłość? Cóż, w pewnym sensie tak - ślepy nie uwrażliwi dziecka na piękno obrazów Rubensa, głuchy na polifonię Bacha itd.(spłycam tu dorobek kulturowy); 2) czy rodzic niezrównoważony lub chory psychicznie, mimo swej miłości, może być dobrym rodzicem? Może, najlepszym, jakim może być, tyle, że dzieci najprawdopodobniej będą na równi pochyłej; 3) czy pedzio w sukience przekaże dziecku prawdę o świecie? Tak, z całą feerią pawich piór.
niepowtarzalni = inni a nie tacy sami |
Do czego zmierzam? Dopóki odchylenia od normy (w przypadku schorzeń psychicznych kolokwialnie zwane 'zboczeniami') widziane były przez pryzmat przypadłości - współczucie legitymowało prawo do szczęścia LGBT. Kiedy jednak "niepełnosprawny" domaga się prawa, by ludzie się "okaleczali" a dzieci mogły same wybrać formę "upośledzenia", "zdrowe" społeczeństwo powinno stanąć na straży "zdrowia".
(A, niech będzie - zamknę w tym jednym wpisie wszystkie wątki i będzie mniej pisania w przyszłości: dopóki bieda, klęski żywiołowe i wojny wypędzały całe narody - t.zw. Świat Zachodni tolerował i otwierał drzwi dla wszystkich w imię wartości chrześcijańskich. Kiedy jednak owe "narody" domagają się dzielnic z szariatem, obrzezują tak chłopców jak i dziewczynki a w imię tradycji szerzą pedofilię (aranżowane małżeństwa dzieci ze starcami) i na wszelkie sposoby otwarcie atakują nowy dom - domownicy powinni gościa wyrzucić.
Państwo - zamiast wymyślnych prawideł (które w rzeczywistości są lewidłami) powinno zastosować tę prostą zasadę gościnności z nadrzędną troską jednakże o własnych domowników i własny rytm dnia i dobytek. Bo gdzie gość ustawia mój dom pod siebie - tam kończy się gościnność.
Uczmy dzieci różnorodności, dbajmy, by wyrabiały w sobie krytycyzm. Ale brońmy rodzin przed "intruzami", gdy włażą z błotem do naszych domów i - co gorsza - do naszych łóżek!
A zatem powtarzam: "My home is my Castle". I kategorycznie twierdzę: trzeba bronić tę twierdzę!
oraz króciutko komentarz do: Bogdan Dobosz Homoseksualni aktywiści szturmują szkoły
Nie wiem czy to "tylko" lewackie, czy może szyte zupełnie innymi nićmi, to siłowe wciskanie większości, że marginalna mniejszość ma rację. Sprawa może mieć też drugie dno: celowa propaganda światowych decydentów mająca na celu zmniejszenie populacji. Wiem że koronny kontrargument to zmniejszenie liczby potencjalnych konsumentów, ale... summa summarum to gwarantowany wzrost liczby posłusznych 'wesołków' kosztem twardogłowych tradycjonalistów.
Promowanie homoseksualizmu, to trzeci po antykoncepcji i aborcji, krok do rozwiązania problemu globalnego przeludnienia... skoro dwa poprzednie się nie sprawdziły dzięki prawicowym, praworządnym i religijnym "konserwom"...