… jakby na życzenie
Marcina, a jednak bardziej przypadkiem. Dlaczego? Bo tekst ten ukazał się dziś
(31.10), bo jakoś, ciut pod włos a jednak tematycznie pasuje mi do jutra (1.11), bo pasuje w sposób, wymykający sie naszej polskiej przeciętno-kowalskiej wrażliwości. Dlatego.
Jest jeszcze jeden
powód – czytam i tłumaczę Jamesa ostatnio, bo nie mogę się określić, czy mnie drażni
czy kręci. Póki co poznaję…
Jest rok 2030 a mój syn siedzi w klasie obok jednego z tych dzieci-śmieci. Ta bezimienna dziewczynka została znaleziona w podziemnym zsypie na śmieci w New-West a teraz mówią na nią Róża. Róża zrobiła sobie kiedyś sznyty na przedramieniu, które wyglądają jak blizny po rozpalonych bierkach. Każdy dokucza Róży, włączając nauczycieli, ale nie robi to na niej wrażenia: życie dało jej już tak w dupę, że doznała emocjonalnego bezwładu. Po lekcjach jedzie rowerem do internetowej firmy video-kamer swojego ojczyma. Trzynastu fanów już na nią czeka. Róża wyjmuje ze zmywarki swój czyściutki wibrator i idzie do pustego pokoju. „Czemu mnie wtedy znaleziono? Kroczy za mną katastrofa” – szepcze otwierając laptop – „Kiedy ratownicy otworzyli tamten zsyp, otworzyli niechcący puszkę Pandory.”
Moja babcia siedzi już od lat w nadziemnym zsypie na śmieci. Nie zrozumcie mnie źle – szanuję pracowników opieki społecznej. Jednak domy starców są jednocześnie jak pudła pełne śmierci schowane na strychu. Nasze cierpiące na demencję babcie są tam magazynowane i mogą wyjść dopiero, gdy umrą.
Babcia stoi przy oknie, patrzy na zewnątrz, na świat, który już od tak dawna nie jest jej światem. Mam ochotę ją zwinąć i wyrzucić przez otwarte na oścież okno, z miłości. Babcia się skończyła. Jest jak ołówek, zbyt krótki już, aby go naostrzyć. Babcia powinna umrzeć i to ja muszę to zrobić, bo prawdziwa miłość nie chowa się za hasłami ‘szacunek’ czy ‘humanitarność’. Prawdziwa miłość to odwaga odgrywania Boga, gdy prawdziwy Bóg czeka na emerytów w raju. Ludziom powinno być dane odejść. Mówiąc o Prawach Człowieka – śmierć jest jednym z nich.
Jest rok 2083, Róża leży na łożu śmierci. Samotna dusza. Będąc dzieckiem była traktowana jak śmieć, a śmieć to śmieć: człowieka nie poddaje się recyklingowi. Róża nie ma nikogo. Po raz ostatni myśli o tych kilku godzinach w podziemnym zsypie. To jedyne miejsce, gdzie czuła się naprawdę bezpiecznie. W kokonie z rolek papieru toaletowego i sosu beszamelowego. Chwyta jeszcze jeden oddech i patrzy z miłością na śmietnik w kącie pokoju. „Byłam różą na wysypisku – szepcze – byłam różą …”
Na podst.: "Vuilnishoop"
Autor: James Worthy
Metro, 31/10/2014
Tłum.z niderlandzkiego:ja