Łatwiej stanąć po stronie przegranych. Trudniej tkwić w zaparciu krętaczy.
Niechęć umierania za sprawę opisana w niejakim peanie „Sorry Polsko”, stała się jasna u swych podstaw: „nie o takie Polskie walczyliśmy!” A w zamian zaczyna się wyłaniać wyraźny kształt tego, „za jakie Polskie” warto stanąć dumnie.
I jest to o tyle silne, o ile – na przekór wcześniejszemu wpisowi o braku tubylczych znajomych – znajomi takowi się pojawili. Rdzennie holenderscy. Mili. Normalni.
Stąd też pewne zaniepokojenie kondycją holenderskich gospodarzy: gdy na własnym podwórku łatwiej określić czerń i biel, ciążenie mojego ulubionego publicysty ku urokom hedonistyczno-lewackiego hopsasa, może jedynie smucić.
O czym mówie? A o piątkowym felietonie Jamesa Worthy, skoro się go już kiedyś czepiłem. Czy daje on upust tylko swoim myślom, czy może wyraża szerszą refleksję Holendrów zmęczonych zakazami i polityką? Moi holenderscy znajomi, co Wy na to? Jaka polemika?
Piersi Monique van de Ven
Monique van de Ven i Rutger Hauer filmie Turks fruit |
Często myślę o wolności. O tym, czym ona jest i takie tam. Niegdyś mogłem ją utożsamiać z Holandią, ale odkąd zakazano rozmawiać w pociągach i śmiać się ze zdjęć paszportowych, nie jestem już tego taki pewien.
Wolność to ptak, to wiem na pewno, lecz przez społeczne upośledzenia, pruderię i dudniące chmury burzowe wiszące nad nim niezmiennie niczym zapomniany balon urodzinowy, przyprawiono mu boczne kółeczka i hełm.
Holandia była niegdyś rajem bez tabu, lecz dziś to ewangeliczny Dzień Młodzieży w ewangelicznej EO TV. Staliśmy się zatrwożonym, prawiczkowatym ułomkiem poskładanym z donosicieli, potakiwaczy, nieudaczników i nadtroskliwych. Węszymy i wzdychamy, gwiżdżemy i oceniamy.
A jak chcieć żyć normalnie, to jest to tak dziwaczne, jak regularne zaburzenia psychiczne. Nic już nie można więcej. Nic już nie można bardziej. Pięcioro dzieciaków na ławce nie może być juz grupą przyjaciół, o, nie, to zgromadzenie. Wszystko stało się potencjalnym zagrożeniem.
Kiedyś szampon był po prostu czymś, czym myje się włosy, ale teraz można nim najwidoczniej wysadzić samolot w powietrze. Zwariowaliśmy i uznaliśmy ten stan za normalny.
Siedziałem wczoraj z moim dobrym znajomym – dumnym dziwkarzem – na tarasie kawiarni. Zanim zdarzyłem zapalić papierosa powiedział, że los palaczy jest policzony również na tarasach i w ogródkach knajp. Wybuchłem, ale mojemu przyjacielowi daleko było do ekscytacji z uwagi na rosnącą szansę, że płatny seks zostanie tez wkrótce zakazany, jak we Francji.
Holandia zamienia wszystkie nasze jasne punkty w czerń. Wszystko, co daje nadzieje, co przelotnie czyni szczęśliwym jest złe. Wszystko, dzięki czemu nasz kraj stał się wielki, nagle zostaje zakazane. Przeklinamy i wyrzekamy się wszystkiego, co nas kiedyś pociągało.
Holandia to coś więcej niż ING, to nie tylko boerenkool-met-worst, nie, Holandia to dumny dziwkarz i nałogowy palacz. Holandia to piersi Monique van de Ven. Jesteśmy obleśnym i obscenicznym narodem. Jan Wolkers i Bobbi Eden. Herman Brood i Annie M.G. Schmidt. Holland to nie Holly-Land lecz raczej Asshole-land. Nie widoczki, ale chlanie, narkotyki i fajki. Kradzione rowery i rzeżączka.
Jesteśmy pięknym narodem. Nie wstydź się naszych uzależnień, syfiastości, błędów i blizn. Pal, wal i padaj na pysk. Pielęgnuj zjełczałe szaleństwo. Krocz z podniesioną głową miedzy krowimi plackami i wymiocina, bo my, Holendrzy możemy Sodomie i Gomorze uchylić nieco nieba.
Na podst.: De borsten van Monique van de Ven, James Worthy, Metronieuws, 19.06.2015