czwartek, 10 października 2013

Pedzie i pedofile, albo jakie czasy takie znaki

W kontekście żenujących i dennych reakcji na czyny pedofilskie t.zw. wyżyn światowej etyki przerywam swoje letnie acz stygnąco-kostniejące już milczenie. I rację ma Marcin-Koci-Taniec wypominając mi nadmierną powakacyjną bierność. (Dzięki!)

Wahadło się buja, tyle, że przez wakacje niemrawo; wskazywało rzeczy błahe: a to sielskie miejsce zamieszkania, a to miejsce na wakacje marzeń, przewagę plaży w Suszu, a to znów plaży na greckim Kos, wartość smakową wina z winnic południowej Francji nad wartością egzystencjalną win kwidzyńskich – ot, takie tam rzeczy ważne dopóki nie ma ważniejszych. Ale są.

Już jakiś czas temu przykuł moją uwagę odrażający fakt śmierciośmioletniej dziewczynki, która wykrwawiła się w noc poślubną. Jakżeż zesrane ze strachu jest współczesne społeczeństwo zachodnie: politycy, media, ośrodki opiniotwórcze, środowiska lekarskie, że nie mają odwagi napisać wprost, że TE wschodnie zwyczaje ugruntowane w kilku tysiącach lat tradycji to nic innego jak sankcjonowanie pedofilii (że wspomnę jedynie przy tej okazji o innych 'dobrych tradycjach' jak aranżowanie małżeństw dzieci czy obrzezywanie kobiet (w tym nastoletnich dziewczynek).

Patrząc na to z tej perspektywy, cieszę się, że mieszkam w Europie, gdzie – choć te rzeczy nadal się dzieją, bo mamy Unijne Dyrektywy a nie Zdrowy Rozsądek – można o tym mówić swobodnie i krytykować i liczyć na zmianę ustawodawstwa (czyli że UE inaczej czapka stanie).

I ciesząc się – martwię się tym samym, gdyż mieszkając w Holandii nie znam dnia ani godziny:
...a nuż wprowadzi szariat ktoś wsparty blisko milionem muzułmańskich głosów...
...a nuż Pedo Partia dojdzie do władzy i zalegalizuje “zły dotyk” wobec mojej córki...
…a nóż w widelec się zmieni...

Byłem dziś – świadomie i dobrowolnie – samo-zmuszony do udziału w spotkaniu klubu LGBT (Lesbian, Gay, Bi- i Transsexual) w moim zakładzie pracy. Poszedłem na przekór sobie, aby dowiedzieć się czegoś, rozszerzyć pojęciowe horyzonty, bo nie do końca dociera do mnie przesłanie naukowców i polityków o 'normalności' tego zjawiska – skoro to tylko ok. 10% populacji (co z auto-ulgą i auto-zadowoleniem podkreślano) to jest to raczej odchył od normy a nie trend i norma – albo jestem tępy.
Zakład ten, zatrudnia kilkaset tysięcy osób dookoła świata, łącznie z krajami, gdzie za bycie pedziem, lesbą, bi- czy trans w najlepszym razie grozi 15 lat więzienia (a jak się niefortunnie urodzi w mniej przychylnym kraju to i obcięcie tego i owego a nawet kara śmierci za samo przyznanie się). I zakład ten z okazji International Coming Out Day wywiesił na dachu tęczową flagę.

Tak, to zupełnie co innego – każdy to powie. Ale, piszę o tym i łączę niejako te dwa tematy, bo być może dziś właśnie dopiero zrozumiałem, że to dwie zupełnie odmienne sprawy: bycie homo włącznie z adopcją i wychowaniem dzieci a zachowania pedofilskie.

Nigdy za późno na naukę – mawiają. Nigdy nie oceniaj po pozorach – mawiają. Nie każdy pedzio to pedofil – kręcą głową. Ba, nie każdy pedofil to czynny pedofil – przekonują. Jasne. Jak nie każdy facet to czynny gwałciciel, nie każdy lubiący kielicha to czynny alkoholik i nie każda lubiąca fiuta to dziwka.

Granice. Gdzież się podziały granice? Schengen? Biblia? Rozporek?
A może nie ma żadnych granic? Może granice określamy my sami – wokół siebie, codziennie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz