środa, 9 stycznia 2013

Where are we now? (letarg)

Mówcie sobie co chcecie, ale przychodzą czasem takie chwile, kiedy człowiek gubi się w czasie i wcale nie ma ochoty z tym walczyć, lecz odwrotnie - zanurzyć się i rozpuścić, jak cukier w absyncie. 

Bo i po jakim to gruncie stąpać? Po jakim morzu pływać? Piana po poświątecznym rozgardiaszu i łatanie dziur naszych łajb. Liczenie strat po noworocznym szkwale jak liczenie pogubionych ziarenek piachu z rozbitej klepsydry. Nieprzedłużone umowy o pracę, jak szminka po pocałunku Jacquesa-klowna, niespłacone rachunki jak samochodzik na za długim sznurku, co to ciągnie się z ubiegłego roku, nagłe zderzenie z wszystkimi plagami egipskimi (które huczą wokoło nieprzerwanie, lecz których zdajemy się nie obawiać, staramy się nie dostrzegać póki dotykają innych, nie naszych bliskich).

Więc odruchem bezwarunkowym chowam głowę w kołnierz, odchrząkam i wypluwam chorobliwość zaraźliwą (bakterii i melancholii) i pozwalam, by nurt na moment zaczął mnie nieść, by dać się ponieść (nie istotne dokąd), by poczuć to wsparcie (zgubne? jedyne?). 

Więc wczoraj film dość prosty i kłopotliwy więc o tyleż wciągający. Jakże blisko tych granic się bywało. I jak daleko! Dziś nowy David Bowie pyta nas Where are we now?

To tak miło stanąć. To już niedaleko bycia poza czasem.  Choć przez chwilę, bo... czas goni!

Film jak czas pozwoli...
Piosenka jak czas goni...


czwartek, 3 stycznia 2013

Rozkodować i zdemitologizować MOE-Landers (zwiastun artykułu)

Anna Komorowska i raper Mr. Polska.
Nowa jakość i profesjonalizacja  śnią się nie tylko artystom, nie tylko elitom naukowym, politycznym czy jakim-tam-kolwiek-innym-bądź, lecz i (je)elitom przeciętnych Kowalskich. No, może nie aż tak zupełnie przeciętnych, bo właśnie tę przeciętność starającym się przełamać, wybić z niej. Ciekawe to i szczególnie widoczne tu, na obczyźnie, w Holandii, gdzie całość problemów migracyjnych zaklęta jest jak żaba w brzydkim słowie MOE-Landers.

Słowo wyjaśnienia dla osób niewtajemniczonych: językowo jest to dość ciekawa figura, gdyż choć termin ‘MOE-Landers’ oznacza po prostu Midden- en –Oost Europese Landers, czyli obywatele Europy Środkowo-Wschodniej, niesie on ze sobą również inne, raczej pejoratywne znaczenie.  'moe' znaczy bowiem po holendersku 'zmęczony'. MOE-entuzjaści sądzą, że owo ‘zmęczenie’ dotyczy zmęczenia Holendrów pewnym rodzajem pracy, której nie chcieli dłużej wykonywać z uwagi na niskie zarobki i jej uciążliwość, i do której zaprosili migrantów zarobkowych z dawnego Bloku Wschodniego. MOE-sceptycy mówią wprost, że słowo to opisuje grupę migrantów, którą Holendrzy są po prostu zmęczeni...

(Pełny artykuł ukaże się wkrótce na łamach jednego z czasopism polonijnych w Holandii)