Nie używam
bloga tak często, jak bym tego chciał. Może nie rozumiem jego
zadania i celu? Czasy pamiętników minęły (przynajmniej w moim
przypadku) więc albo zarzucę zupełnie te formę chwytania czasu i
myśli, albo wrócę właśnie do jakiegoś rygoru – łapania
obserwacji własnych olśnień i zużyć.
Na co mi Wahadło? Na co komukolwiek zwierzenia-uzewnętrznienia? W moim przypadku pewnie dla higieny psychicznej. Jedni dzielą się błyskotliwymi pomysłami, celnymi analizami, lub chociaż dowcipami, a mnie potrzeba chyba pisania dla umiejscowienia siebie nie tyle w świecie, co we własnym quasi-świecie, gdzie cztery katy i piec piąty.
Leżę na kanapie i gapię się przez okno (nie)mego mieszkania w niderlandzkim Voorburgu. Ostatni dzień roku minął niczym kalka poprzedniego. Dziś widok taki sam jak rok temu – wielkie okno daje jedynie poczucie przestrzeni. Tyle, że to złudne jak w akwarium. Czy skorzystałem z przestrzeni w tym minionym czasie? Byłem gdzie ciałem? Może choć duchem?
Niezmiennie tkwię w swoistym szachowym pacie: król jest nagi, więc nie ma sensu pisać o sobie i swoja gołą dupą naprzykrzać się innym, jak to robią miliony fejzbukowiczy, choć jednocześnie to też błazen, który chce błaznować wiec potrzebuje publiki, by od czasu do czasu ktoś mu przyklasnął.
Na co mi Wahadło? Na co komukolwiek zwierzenia-uzewnętrznienia? W moim przypadku pewnie dla higieny psychicznej. Jedni dzielą się błyskotliwymi pomysłami, celnymi analizami, lub chociaż dowcipami, a mnie potrzeba chyba pisania dla umiejscowienia siebie nie tyle w świecie, co we własnym quasi-świecie, gdzie cztery katy i piec piąty.
Leżę na kanapie i gapię się przez okno (nie)mego mieszkania w niderlandzkim Voorburgu. Ostatni dzień roku minął niczym kalka poprzedniego. Dziś widok taki sam jak rok temu – wielkie okno daje jedynie poczucie przestrzeni. Tyle, że to złudne jak w akwarium. Czy skorzystałem z przestrzeni w tym minionym czasie? Byłem gdzie ciałem? Może choć duchem?
Niezmiennie tkwię w swoistym szachowym pacie: król jest nagi, więc nie ma sensu pisać o sobie i swoja gołą dupą naprzykrzać się innym, jak to robią miliony fejzbukowiczy, choć jednocześnie to też błazen, który chce błaznować wiec potrzebuje publiki, by od czasu do czasu ktoś mu przyklasnął.
Więc czego wstydzi się król w minionym roku?
Braku silnej woli, upadku
kondycji fizycznej, nadużywania alkoholu i bicia piany bez celu.
Nadmiaru polskiej posępności i malkontenctwa. Poczucia wstydu i
utracenia umiejętności dobrej zabawy. Zaniku zdolności
przewidywania i planowania. Wciągania osób w swoje rojenia i
zaangażowania i nadużywania ich zaufania. Zasypania pomysłu na muszle z Morza Północnego oraz zamrożenia pisania...
Czym chełpi się błazen?
Czym chełpi się błazen?
- Stracił pracę, założył firmę, znalazł kolejna pracę, rozwiązał firmę. Firma nigdy nie działała. Wydał tylko 2-3 setki na ulotki, pieczątki i stronki. Słowem – klapa. Ale jakby nie spróbował, to by się do końca życia szarpał i zaklinał jaki to z niego biznesmen, że musi spróbować, bo ma super plan i pomysł i na pewno za rok już będzie notowany na tokijskiej giełdzie. A jak nie to zniesie jajo. Nie dla niego to jednak – błazen wykonuje polecenia i zabawia mecenat. Nie jest zdolny do bycia aktorem i impresario jednocześnie. Co innego stać i zabawiać (lub choć stać jak ten kołek), a co innego gawiedź spraszać. Jest typem niewolniczym – za wikt i opierunek będzie klaskał jak mu zagrają. To jego wolność – po przedstawieniu pozbierać zabawki, umyć osmaloną skakaniem przez płonące poręcze czaszkę i wyłączyć się z głównego nurtu zamkowego życia. Więc czym się chełpi? Ano tym, że się nie dał i spróbował.
- Zagrał w prawdziwym teatrze, grupa się spisała, on nie nawalił choć mógł w roli głównej) więc dwa razy pełna sala, brawa i gratulacje i już proszą o bis...
- Za sprawą kilku lektur n.t. alternatywnej historii świata przeszedł sporą rewolucję stając się w ciągu tego roku zdecydowanym kreacjonistą, powątpiewając w 'zdobycze' darwinizmu. Holistyczne rozumienie rzeczywistości jest tak trudne jak słuszne. Jego psycho-soma domaga się uznania obecności. Jego religia to bardziej szacunek Stwórcy w sensie fizycznym, a spirytualizm o tyle, o ile taka kreacja ex-nihilo wykracza poza znany nam świat fizyczny. Co jednak poza-ziemskie, nie znaczy, że żyjące tylko w drżeniu duszy. Aureole świętych jak hełmy tlenowe...
I tyle. To nie rok był krótki,
to ja jestem jak na jałowym biegu. A może jestem ofiarą czasów –
które każą gonić i dokonywać coraz to nowych transgresji a za
słabość mają sjestę i regres senny jak spowiedź czy czas na
naładowanie baterii.
Stąd
chaotyczne w swej intencji to moje publiczne oświadczenie (jak Wam
powiem na głos, a Wy mnie spytacie, to będzie mi łyso się
wykręcać wiec może więcej uda mi się dotrzymać). Oto 7 postanowień na 2014 (ponieważ 2+0+1+4 = 7):
1.
pić mniej alkoholu (ograniczyć do t.zw. okazji, których i tak
przecież – nie oszukujmy się - nigdy nie brak)
2.
w miesiącu zaliczyć choć raz basen, ściankę, siłkę i saunę
3.
spróbować flamenco, a jak się nie uda...
4.
zapisać się na lekcje śpiewu (przydatne do p. 5.)
Nie za dużo,
lepiej trochę ale solidnie niż znowu się zapętlić, jak ze Szkołą
Polską w Hadze, z której musiałem zrezygnować, bo najważniejsze
to, oczywiście p. 6 – wesoło i aktywnie spędzać każdą chwilę
z moimi babeczkami, a kto wie może i (7) popracować nad po-Tomkiem.
Szczęśliwego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz