Jeżdżąc
metrem do pracy z Voorburga do Rotterdamu mam dość czasu, by te pół
godziny poświęcić na przegląd prasy i wysłuchanie wiadomości. W
uszach mam zatem radiową polską Trójkę przez internet a przed
oczyma holenderskie tabloidy Sp!ts lub Metro.
Wiele podobieństw – światowe czołówki, t.zw. Breaking News dotyczą zwykle tych samych spraw: rebelii w Syrii, albo na Ukrainie, czasem USA na krawędzi bilionowego zadłużenia, niekiedy ekstremalnej zimy (ekstremalnie ciepłej w Europie i ekstremalnie śnieżnej w Stanach), a to stanu Schumachera, a to stopy Kowalczyk, to znów efektu Franciszka czy też kondycji BIT-coina.
Wiele podobieństw – światowe czołówki, t.zw. Breaking News dotyczą zwykle tych samych spraw: rebelii w Syrii, albo na Ukrainie, czasem USA na krawędzi bilionowego zadłużenia, niekiedy ekstremalnej zimy (ekstremalnie ciepłej w Europie i ekstremalnie śnieżnej w Stanach), a to stanu Schumachera, a to stopy Kowalczyk, to znów efektu Franciszka czy też kondycji BIT-coina.
Oczywiście
jest też również wiele różnic – lokalnie to przecież dwa inne
światy. U nas epidemia kretynizmu-genderyzmu i Euro-wyborne (tak,
tak wyborne, nie wyborcze) szopki oraz a to polowanie na pijanych
kierowców, a to nagonka na księży – pedofilii, a to znowu akcja
ochrony Mariusza T. niczym Księcia Williama lub karuzela wokół
Kuklińskiego zdrajcy-bohatera.
Z kolei w Holandii czytam o protestach w Groningen i żądaniach wstrzymania wydobycia taniego, rodzimego gazu przez NAM (Shell), bo ludziom domy się walą i odnotowuje się (nie)wielkie trzęsienia ziemi a Putin taaaki hojny; co powieje mocniej – to liczenie strat powstałych w wyniku orkanu i huraganu (choć tak naprawdę wieje jak w Polsce w większym przeciągu i strat nie widać tylko kupa miauczenia po próżnicy); lament nad warunkami życia 48-letniej krokodylicy Wilmy w Zoo w Beverwijk (ma straszne warunki życia – przez pogwałcenie norm i standardów nie może pływać tylko tkwi w głębokim na 20 cm basenie!!!).
Z kolei w Holandii czytam o protestach w Groningen i żądaniach wstrzymania wydobycia taniego, rodzimego gazu przez NAM (Shell), bo ludziom domy się walą i odnotowuje się (nie)wielkie trzęsienia ziemi a Putin taaaki hojny; co powieje mocniej – to liczenie strat powstałych w wyniku orkanu i huraganu (choć tak naprawdę wieje jak w Polsce w większym przeciągu i strat nie widać tylko kupa miauczenia po próżnicy); lament nad warunkami życia 48-letniej krokodylicy Wilmy w Zoo w Beverwijk (ma straszne warunki życia – przez pogwałcenie norm i standardów nie może pływać tylko tkwi w głębokim na 20 cm basenie!!!).
No,
jest, oczywiście, temat belgijskiego głosowania nad eutanazją
wśród dzieci. Zatrzymajmy się tu na moment, aby zrozumieć skąd
tyle uwagi wokół tego tematu (oraz tytuł niniejszego artykułu).
Otóż Holendrom nie do zniesienia wydaje się już sama możliwość,
by Belgowie mogli być w czymś lepsi od Holendrów. Uwaga, uwaga:
lepsi! O co chodzi? A o taką oto wypowiedź Petry de Jong,
dyrektorki Niderlandzkiego Stowarzyszenia na rzecz Dobrowolnego
Zakończenia Życia: „Belgowie są w tym lepsi niż Holendrzy”.
Słowa te odnoszą się do obecnej, dziś zatwierdzonej sytuacji, w
której Belgowie przyjęli ustawę o dopuszczeniu eutanazji, która
obejmie dzieci poniżej 12 roku życia. Tak, Belgowie są
zdecydowanie lepsi, gdyż obowiązujące w Holandii od ok. 2001 roku
prawo do eutanazji, dotyczy tylko
dzieci od 12 roku życia. (Na marginesie dopowiem, że pomiędzy
rokiem 2002 a 2012 w Holandii odnotowano 5 przypadków eutanazji u
dzieci poniżej 18 r.ż.: 4 przypadki 16 i 17-latków oraz 1
przypadek 12-latka; wszystkie – w świetle prawa, za zgodą i
przyzwoleniem rodziców i lekarzy (za: Euthanasie:kind beslist mee, NOS,
12/02/2014).
No, dobra, aby nie paraliżować Czytelnika, przygotowałem jeszcze kilka tematów znacznie lżejszych, które w sielsko-czarodziejski sposób kładą kładkę pomiędzy njusy polskie i holenderskie.
Zacznijmy od NS (odpowiednik rodzimego PKP) – po licznych skargach podróżnych na spóźniające się i zatłoczone pociągi, NS piszą dziś, że do roku 2017 zwiększą częstotliwość połączeń pomiędzy m.in. Amsterdamem a Eindhoven z 2 do 6 na godzinę (czyli co 10 minut, z czasem przejazdu poniżej 2 godzin). Chodzi o trasę o połowę krótszą niż Warszawa – Kraków, ale odpowiadającą długości i liczbie korzystających pasażerów trasie Warszawa – Łódź (obecnie rzadziej niż 1 raz/godz. ze średnią czasu przejazdu 2,5 godz). O standardzie nie wspomnę, gdyż nigdy nie jechałem z W-wy do Łodzi – nie mam porównania.
No i po trzecie – najbardziej aktualnie – igrzyska w Soczi. Nie, nie będę się wymądrzał, gdyż nie znam się na sporcie jako takim wcale, a na sportach zimowych w ogóle. Po prostu, skoro kibice twierdzą, że miło popatrzeć na zwycięzców na podium, to powinno być tak, że im częściej na podium, tym milej. No i, stety-niestety, Holendrom jest dużo milej niż nam (mimo liczebnościowo o połowę mniejszej populacji, braku gór, czy choćby stoków oraz zimy jako takiej). A nam, niestety, miło jest rzadziej (choć pewnie dzięki temu bardziej, intensywniej, tak na zaś) mimo prawie skandynawskich okoliczności przyrody....
A Belgia? Cóż, nie zawsze jest górą – póki co nie mieszczą się w tej statystyce. I ani Jean-Claude ani Indiana Jones (obaj panowie - rdzenni Belgowie) nie poradzą. Zaśpiewajmy im zatem ku pokrzepieniu serc: Ik heb geen twijfel over... (Nie wątpię w Belgię).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz