poniedziałek, 26 stycznia 2015

Jak psu spod ogona...

Mój pies „widzi i rozumie” sens rzeczy lepiej swym nosem niż ja szkiełkiem i okiem.
Dochodzę do tego wniosku, co każdy spacer.

6.30 rano – wyjście za poranną potrzebą. Ja markotny z czapką na uszach i woreczkiem w dłoni, a Scotty (mój pies) radośnie i boso obwąchując poranny świat. Niby te same krzaki przy bloku, niby te same słupy i latarnie przy drodze, niby ten sam kanał co odprowadza jego siki z łąki do rzeki Mass a stamtąd do Morza Północnego, a jednak co dzień nie mniej frapujące.

Biorę z niego przykład. W poukładanym i oczywistym holenderskim pejzażu szukam rys, nieścisłości. Za czym więc węszyłby Scotty? Zwykle nie wiem. Czasem jednak wiem – Scotty węszy i szczeka nad ranem gdy z nocnej zmiany wraca nasz sąsiad z góry. To czarny mieszkaniec Afryki, który ma dwójkę dzieci z białą, holenderską albinoską – naprawdę, niezwykła z nich para. Przy okazji jest to jedyny sąsiad, który boi sie psa (a przynajmniej od niego stroni) i nigdy go nie pogłaskał, więc na odwyrtkę: Scotty nie znając go – ujada na niego jak wściekły. Mój pies – rasista.

A Ebru Umar pisze znowu bez pardonu o tym, że Holandia pęka w szwach i że nie jest tajemnicą ani tabu, że biali Holendrzy zabijają się o miejsca w białych szkołach, zapisując tam swe dzieci, kiedy te ledwo się urodzą. (źródło) I iskrząco-jątrzący problem islamski w Europie podsycany przeróżnymi teoriami spiskowymi. A to robota czeczeńskich lub afgańskich najemników Putina, a to znowu celowa gra CIA i Mosadu, by usprawiedliwić pełną inwazję na złoża Zatoki Perskiej pod przykrywką tłumienia terrorystów islamskich. Tymczasem problem istnieje i to dużo bliżej, w imię zasady, że bliższa ciału koszula. A mianowicie, skoro już faktem jest, iż rosnąca mniejszość muzułmańska żyje z malejącą większością Europejczyków, trzeba by wrócić do zredefiniowania zasad tego współżycia. Jak się jednak okazuje nie jesteśmy do tego gotowi nawet na poziomie semantycznym (źródło).

Wracam do domu. Kawa. Kromka z miodem. Sala gimnastyczna (ortodoksyjny ze mnie piernik, nadal się łudzę, że w zdrowym ciele, zdrowe ciele). Potem galopem do domu, sztyft pod pachy i świeża koszula, po czym z córką do szkoły by metrem o 9.36 dotrzeć do Rotterdamu. Praca.

***
Wracam z pracy. W drzwiach rozmerdany Scotty, radosny aż chodzący na tylnych łapach, jakby każdą częścią ciała chciał pobiec w inną stronę. Popołudniowy spacer, pies szuka czegoś w trawie, węszy, liże źdźbła trawy. Pewnie przechodziła tędy suczka lub suczki – mój pies skończył 9 miesięcy i zaczyna kumać te rzeczy. Seks, o tym zawsze można coś napisać... I znowu to szczere zainteresowanie: niby te same krzaki przy bloku, niby te same słupy i latarnie przy drodze, niby ten sam kanał do rzeki Mass, do Morza Północnego... Zatrzymujemy się przy mostku. Pies siada i porusza łbem w tę i we wtę węsząc. Zupełnie jakby nie wiedział czy właśnie gdzie sie wybiera, czy skądś wraca.

Moja córka mówi wtedy: “Wącha czas”.

Jak pachnie czas? Czas niekiedy pachnie rozkwitem, ale to krótko. Najczęściej i najdłużej pachnie powolnym rozkładem, butwieniem. Kwiaty w owoc, owoc w nasiono, nasiono w ziemię; nasienie w dzieci, dzieci w starców, starcy w ziemię, wzniosłe idee, w idee śmierci, śmierć w ziemię…

Przepraszam, nie miało być aż tak sceptycznie, pesymistycznie. Nic jednak nie poradzę. Nie pociesza fakt, że nawet trzeźwo myślący Holendrzy zdają się być coraz bardziej uwikłani w pajęczynę rzeczywistości, którą, coraz wyraźniej to czuć, kreuje ktoś poza nimi. Do czego zmierzam? Otóż – nie uwierzyłbym, gdybym o tym nie czytał – Holandia musi mieć swoich obłędnych (w sensie: niezłomnych a nie obłąkanych) Macierewiczów. Nie, nie ma a tym ani krztyny sarkazmu, tylko ogromne zaniepokojenie, rozczarowanie i troska. Bo jak inaczej określić fakt, że ten – powtarzam z uporem maniaka – racjonalny i wierzący w praworządność i swych przywódców naród coraz głośniej zaczyna mówić, że początkowa katastrofa MH17 (Malaysia Airlines, gdzie zginęło blisko 200 osób w tym większości Holendrów), która szybko zamieniła się w zamach, teraz – NIE MAJAC WYJAŚNIENIA – odchodzi do Świata Teorii Spiskowych? Rząd Królestwa Niderlandów nie chce ujawnić prawdy, ergo Rząd coś ukrywa, ergo, może być współodpowiedzialny. (źródło) Ta informacja jest miażdżąca dla umysłu przeciętnego holenderskiego obywatela do tego stopnia, że nie tylko podkopuje pozycję premiera Marka Rutte, ale mnoży domysły, niczym jakaś diabelska spirala wrzucając żałobników i współczujących im współobywateli na wyższe co chwila sfery obłędu.

I trzeba przyznać, że całkiem sporo tych domysłów, teorii krążących po Holandii, przy których wszystkie wysiłki wspomnianego Macierewicza, zdają się być trzeźwym i rzetelnym badaniem przyczyn naszej, smoleńskiej „katastrofy”. A podejrzane w sprawie MH17 zdaje się być w tej chwili wszystko: skoro było wiadomo o działaniach wojennych i większość linii lotniczych zmieniła trasy lotów, czemu nie zrobiono nic z lotem z Amsterdamu? Skąd różne krajobrazy na zdjęciach wraku – od suchej wypalonej ziemi do zieloniutkiej trawy z kwiatkami w palcach ofiar włącznie? Skoro trafiła w samolot rakieta a w skrzydła to główne zbiorniki paliwa, skąd całe, nie draśnięte skrzydło na miejscu upadku? Skąd zapach formaliny służącej do konserwacji zwłok u świeżych ciał? Skąd w końcu plik nowiuśkich jak z drukarni paszportów ofiar skoro maszyna eksplodowała? 
Te i o wiele mroczniejsze rewelacje przytaczają kolejne i kolejne wpisy niezależnych dziennikarzy i bloggerów i jest ich tak wiele, że aby tylko zasygnalizować ten temat posłużę się jednym linkiem (źródło).

Tak, piesku, czas nie pachnie niczym dobrym, nie ostatnio.
Czasem leczy rany, czasem jednak, kiedy niepotrzebnie przecieka przez palce, powoduje amnezję. Zapominamy wtedy nie tylko o błahych sprawach ale i o tym, co ma dla nas największe znaczenie. Jakby na dowód tego, w drugim tygodniu trwania sprzeciwu muzułmanów przeciw gnojeniu ich świętości (zaczęło siej jak pamiętamy od chuligana Charlie), jedna z czołowych karykaturzystek jednego z najpoczytniejszych czasopism w Holandii pokazuje, jaką wartość ma dla niej życie i starość i ludzka śmierć – ot, tyle co wyleci Scotty’emu spod ogona:


- Zaraz sie to stanie... Widze ciemnosc przed oczami... (rys.1)
- Widze juz... (rys.2)
- Widze swiatlo w koncu tunelu! (rys.3)
- ... (rys.4)



Nie dziwota więc, że bez szacunku do wartości najgłębiej związanych z (chrześcijańskim) humanizmem, nie jesteśmy atrakcyjni dla tych, którzy jakieś wartości starają się kultywować. Bo nawet skrajne przekonania mogą trwać w jakimś rodzaju podtrzymującego nasze trwanie napięcia, które jest zawsze rodzajem dialogu, sporu, drżenia na zasadzie dialektyki. Kiedy jednak nasza kultura przez negację samej siebie wycofuje się w swym skarleniu z tego sporu – brakuje oponenta, a próżnia wypełnia się tym, co pozostaje.

Tak, piesku, czas nie pachnie niczym dobrym, nie ostatnio. Może tylko dla ciebie, bo twoje wartości są jasne jak słońce: myśl o misce i suczce i kolejnym spacerze, gdzie niby te same krzaki przy bloku, niby te same słupy i latarnie przy drodze, niby ten sam kanał do rzeki Mass, do Morza Północnego….




1 komentarz: